Zapraszam Cię w świat pełen inspiracji, mądrości i wiedzy.
„Ludzie sukcesu” to seria rozmów z przedsiębiorcami, sportowcami, aktorami, startupowcami i tymi, którzy swoją postawą inspirują innych.
Wszystkim zadaję te same pytania abyś, na podstawie zróżnicowanych historii, miejsc w których ci wspaniali ludzie byli i gdzie aktualnie się znajdują, mógł sam wyciągnąć wnioski i zrozumieć co sprawiło, że odnieśli sukces.
Spis treści
- Sylwetka bohatera odcinka
- Jaka jest pierwsza czynność, którą wykonujesz po przyjściu do pracy, a jeżeli pracujesz z domu, to w jaki sposób oddzielasz część prywatną swojego życia od zawodowej?
- Jaka jest twoja ulubiona książka lub książki? Niech to będą maksymalnie trzy tytuły. Chciałbym też, abyś uzasadnił swój wybór.
- Twoja supermoc to? Chodzi o coś, co cię definiuje i pomaga ci w życiu zarówno prywatnym, jak i zawodowym.
- Jaka jest najlepsza możliwa rada, którą przekazałbyś komuś, kto pełen wiary i nadziei dopiero zaczyna swoją drogę kariery?
- Co robisz, gdy czujesz się zmęczony i zaczynasz się wypalać podczas dążenia do ustalonego celu?
- Gdybyś mógł rozesłać SMS do wszystkich osób na całym świecie z dowolnym hasłem, to co by się w nim znalazło i dlaczego?
- A jakie są złe wskazówki, z którymi czasem spotykasz się w swoim zawodzie lub branży?
- Jakie czasopisma i serwisy internetowe czytasz, by czerpać wiedzę i inspiracje? Dlaczego wybierasz właśnie te?
- Jak radzisz sobie z osobistymi niepowodzeniami i co poradziłbyś tym, którzy się borykają z podobnymi problemami?
Sylwetka bohatera odcinka
Michał Sadowski to założyciel i Prezes Brand24 S.A. – firmy zajmującej się monitoringiem Internetu, która posiada tysiące klientów w ponad 120 krajach. Jeden z najbardziej znanych polskich startupowców. Laureat takich konkursów jak:
- Most Creative in Business Winner – Brief Magazine Awards 2015
- CMO of the Year – Mediarun Awards 2014
- Best Co-founder – The Next Web Startup Awards 2013
- Web Summit Conference 2013 People’s Stage winner
- Bestselling Author – “Social Media Revolution” – Empik / OnePress Bestseller
- Best Web App for Brand24 – The Next Web Startup Awards 2013
- Most Creative People in Business Awards 2013
- Best Startup for Brand24 – Aulery Awards 2012
- Best Debut for Brand24 – Ekomersy Awards 2012
- Business 30 Rising Stars Awards 2012
Jest mentorem w Startup Weekend i Founder Institute, autorem bestsellerowej książki “Rewolucja Social Media”, programistą, grafikiem oraz fotografem. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec.
Jaka jest pierwsza czynność, którą wykonujesz po przyjściu do pracy, a jeżeli pracujesz z domu, to w jaki sposób oddzielasz część prywatną swojego życia od zawodowej?
Przyznam, że w moim przypadku oddzielenie sfery zawodowej od prywatnej jest czysto umowne. Bardzo lubię to, co robię i często pracuję zupełnie poza regularnymi godzinami i poza regularnym miejscem pracy. Właściwie to jestem w pracy 24 godziny na dobę. Powiadomienia na Slacku, Messengerze i oczywiście notyfikacje w Brand24 zawsze mam ustawione w taki sposób, że one wyrywają mnie o każdej porze dnia i nocy i wyrzucają w tryb firmowy. Lubię być mocno połączony z pracą niezależnie od tego, gdzie jestem, co robię i czy jestem właśnie na urlopie. Oczywiście, jeśli pojadę wspinać się gdzieś na wydmy w Dolinie Śmierci w Stanach, to tam nie ma zasięgu i praca jest niemożliwa, ale wszędzie, gdzie zasięg jest i można stworzyć hybrydę urlopu i pracy, to wtedy właściwie cały czas jestem w pracy. Odpisuję na wiadomości w drodze do jakiegoś miejsca, staram się koordynować różne rzeczy czy odpowiadać na pytania. Popycham do przodu różne sprawy, które nie wymagają mojej kontroli. Pewnie jest tak, że gdybym na miesiąc odciął się od telefonu, to firma spokojnie by sobie hulała i rozwijałaby się w całkiem przyzwoitym tempie. Natomiast ja tak bardzo lubię się angażować się w różne tematy, że mimo wszystko to robię. Praca to moja pasja, nadzoruję niektóre sprawy nie dlatego, że muszę, ale dlatego, że chcę.
A pierwszą rzeczą, którą robię, przychodząc do biura czy rano, odpadając komórkę, to wchodzę na Slacka i patrzę, ilu klientów w nocy kupiło konto. To jest zawsze taki fajny motywator z rana. Sprawdzam, czy nie ma jakichś pożarów, jakiejś notyfikacji Branda z innych krajów, gdzie jest inna strefa czasowa i tam ludzie pracowali, gdy my spaliśmy. Muszę wiedzieć, czy trzeba gdzieś szybko włączyć się do jakiejś dyskusji i generować efekt tych „trzydziestu pięciu sekund Sadka”, w ciągu których kiedyś próbowałem odpisywać ludziom. Kiedy docieram do biura, to zazwyczaj zaczynam od Inbox Zero. Zeruję komunikację w mailu, LinkedInie, Messengerze, Slacku i Twitterze. Potem staram się wyłączyć wszystkie te rzeczy i przez kilka godzin popracować, zrobić coś bardziej kreatywnego. Najczęściej są to sprawy marketingowe, analizuję źródła ruchu, konwersję, koordynuję prace nad copywritingiem. Ewentualnie spotykam się z teamem albo z poszczególnymi działami marketingu. Mamy też sporo spotkań produktowych. Z braku laku jestem też Head of Product. Zresztą rekrutujemy w tej chwili kogoś produktowego, więc jeśli ktoś, kto czyta ten wywiad, poczuwa się do bycia Head of Design, to zapraszamy do Brand24.
Tak więc tak to mniej więcej wygląda. Przez kilka godzin pracuję kreatywnie, czasem mam spotkanie, potem znowu zaglądam do poczty i znowu robię Inbox Zero. Następnie znów mam kilka godzin, kiedy staram się nie odpalać różnego typu socialów ani komunikatorów, no i na koniec jeszcze raz sprawdzam to wszystko, ale przeważnie pod wieczór nie robię już Inbox Zero, tylko zaglądam, czy nie ma nic ważnego. Jeśli pojawi się ważne pytanie, to szybko odpisuję, jeśli nie jest to nic palącego, to przekładam to na kolejny poranek. Po powrocie do domu jestem już bardziej dostępny asynchronicznie, czyli jak coś się dzieje, to dostaję notyfikację na wspomnianym Slacku, Brand24 czy jakimś innym Messengerze. Jak widzę, że to coś ważnego, to się wyrywam z tematów rodzinnych czy hobby i zanurzam w tematach firmowych.
Sukces rodzi sukces, choć przyznam, że przez pierwsze lata dzieliłem się nowinkami w firmie czy sukcesikami nie dlatego, że sobie koncypowałem, że sukces rodzi sukces i w ten sposób sprowokuję kolejne osiągnięcia. Po prostu motywowałem tymi sukcesami sam siebie i chyba też trochę zespół. No i przede wszystkim po ludzku cieszyłem się tym i chciałem po prostu pochwalić się szczęściem. Pamiętam tę chwilę, kiedy udało nam się pozyskać pierwszego klienta ze Stanów. To był salon sukien ślubnych z Nowego Jorku.
To, że ten klient się pojawił, było dla mnie naprawdę wielkim wydarzeniem i najzwyczajniej w świecie surrealistycznym doświadczeniem. W tej chwili to już trochę przywykliśmy do klientów zagranicznych, ale dzień, w którym jakiś klient, którego nigdy nie widziałem, z salonu gdzieś w Nowym Jorku, w którym do tamtej pory nawet nie byłem, zdecydował się kupić produkt polskiej firemki z Wrocławia, to było coś, co przekraczało moje wyobrażenia.
Jaka jest twoja ulubiona książka lub książki? Niech to będą maksymalnie trzy tytuły. Chciałbym też, abyś uzasadnił swój wybór.
Jest jedna książka, którą uważam za najlepszą, najbardziej godną polecenia i myślę, że powinna ona zostać przetłumaczona na wszystkie języki, jakie istnieją. Mało tego, uważam, że gdyby istniała religia, w której w miejscu Biblii byłaby ta książka, to chyba bym ją wyznawał. Mówię o książce autorstwa Dale’a Carnegie pt. „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”. Jest to książka po prostu o tym, jak wchodzić w interakcje z innymi ludźmi i w jaki sposób być lepszym człowiekiem w relacjach z nimi. Wiedza zawarta w tej książce poprawia tak naprawdę wszystkie aspekty życia. Można się z niej dowiedzieć, jak prostymi technikami budować relacje i przenieść je na inny poziom poprzez unikanie pewnych pomyłek. Przeczytałem tę książkę już chyba z dziesięć razy, bo co pół roku do niej wracam, żeby sobie utrwalić wiedzę i sprawdzić, czy żyję w zgodzie z zasadami, które są w niej zawarte. Naprawdę, ta książka to pozycja, której nie da się przecenić. Myślę, że gdyby każdy na świecie ją przeczytał i wziął sobie do serca to, co jest tam napisane, to już pomijam, że świat byłby lepszy, ale naprawdę myślę, że znacznie mniej kłócilibyśmy się z rodziną, z przyjaciółmi, z otoczeniem i podchodzilibyśmy z większym zrozumieniem do otaczającego nas świata. Oczywiście dzięki tej książce więcej byśmy też sprzedawali.
Wiem, że może to brzmi jak takie uduchowione mumbo‑jumbo, ale ta pozycja jest też bardzo merytoryczna i pełna konkretnych, wręcz technicznych porad. Wiem, jak brzmi w tym kontekście słowo «technicznych» pewnie trochę jak hackowanie systemu, jakieś naciąganie ludzi na sympatię, ale to zupełnie nie o to chodzi. W uproszczeniu, ta książka pokazuje, że warto słuchać, a nawet pewnie lepiej słuchać niż mówić.
Mogę polecić też inne książki, choć myślę, że one nawet nie ocierają się o wartość, jaką daje ta pierwsza. Osoby zainteresowane podobną tematyką mogę zachęcić do sięgnięcia po książkę pt. „Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka” Roberta Cialdiniego. To też jest też bardzo fajna i dość genetyczna wiedza, która przyda nam się nie tylko w sprzedaży produktu, ale w każdej dziedzinie życia.
Są jeszcze dwie książki, które bardzo mi pomogły. Pierwszą z nich jest „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” również Dale’a Carnegie. To jest książka, która oferuje zestaw technik służących temu, by dobrze radzić sobie ze stresem i zmartwieniami. Na pewnym etapie mojego życia był bardzo duży problem i ta książka pomogła mi go pokonać. A drugą książką jest „Najtrudniejsze w tym, co trudne” Bena Horowitza. Horovitz to przedsiębiorca i VC, który po prostu opowiada w dużym skrócie o swoim życiu i o tym, jakich lekcji mu ono udzieliło. To też jest jedna z tych książek, które rzuciły nowe światło na pewne problemy, jakie również i mnie dotknęły kilka lat temu.
Twoja supermoc to? Chodzi o coś, co cię definiuje i pomaga ci w życiu zarówno prywatnym, jak i zawodowym.
Myślę że moja motywacja jest większa niż u przeciętnej osoby. I to jest taka motywacja, która przeradza się w cierpliwość.
Od momentu, w którym wymyśliłem i przedstawiłem wspólnikom oryginalny pomysł na firmę Brand24 minęło już dziewięć lat. I to jest relatywnie długo. Jak patrzę, jak ludzie zabierają się do realizacji różnych projektów, to widzę, że zazwyczaj trudno im aż tyle wytrwać. Zazwyczaj próbują pójść gdzieś dalej, rozwinąć coś innego, potrzebują jakichś nowych wyzwań itp. Ja jestem cierpliwy i jest tak chyba dlatego, że zawsze łatwo mi siebie zmotywować, zawsze łatwo mi sobie znaleźć jakąś kolejną marchewkę, za którą mogę biec. Wydaje mi się, że to jest taka umiejętność, którą posiadam, supermoc. Poza tym ciężko mi wskazać jakieś moje szczególne uzdolnienia w jakiejkolwiek dziedzinie.
Jaka jest najlepsza możliwa rada, którą przekazałbyś komuś, kto pełen wiary i nadziei dopiero zaczyna swoją drogę kariery?
Mógłbym mu powiedzieć, żeby przygotował się na ciężkie chwile. Ale nie takie ciężkie chwile, które jak w filmach hollywoodzkich trwają piętnaście minut, a potem przychodzi tęcza i jest happy end. Chodzi o ciężkie lata. Lata wyrzeczeń, lata trudu, znojów, poczucie bycia niedocenianym.
Mówię o tym otwarcie, bo mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach, zresztą nie tylko w dzisiejszych, przedsiębiorcy trochę idealizują prowadzenie firmy. Wszystkim wydaje się, że jest tak jak w filmach. Najpierw jest początek, pomysł, potem czeka nas trochę ciężkiej pracy, może nawet jakiś kryzys, ale jak ten kryzys przejdziemy, to potem możemy już tylko zbierać owoce. Ludzie często nie są świadomi tego, że po kryzysie przychodzi drugi kryzys a potem ten kryzys przechodzi w trzeci a nawet w czwarty, i może jak wytrzymają, to po czwartym wychodzi ta tęcza. To jest trochę problem percepcji. Często widzimy ludzi, którym się udaje, ludzi którzy są benchmarkami innych przedsiębiorców.
Widzimy ich w momencie, kiedy odnoszą sukces, bo wcześniej nawet nie mamy jak ich dostrzec. Wyobraźmy sobie osobę, która w tej chwili jest w trasie z Wrocławia do Warszawy. Jedzie na trzynaście godzin spotkań z potencjalnymi klientami, żeby opowiadać im o swoim produkcie. Jest piątek albo środek długiego weekendu. Dopóki ta osoba nie odniesie znaczącego sukcesu, to nie wiemy nawet o jej istnieniu. A ona gdzieś jest i mozolnie pracuje. I problem polega na tym, że gdy te osoby są na rozbiegówce, przeżywają kryzysy i poświęcają się dla jakiegoś pomysłu, to my nie mamy o tym pojęcia. Widzimy tych ludzi dopiero w momencie, w którym pojawiają w wywiadach, w gazetach, są laureatami różnych konkursów. I właśnie wtedy mamy szansę zajrzeć do ich życia i pomyśleć, że jest lepsze od naszego, że też chcielibyśmy tak żyć. Oczywiście te owoce, które przychodzą są warte włożonego w nie trudu.
Bycie przedsiębiorcą polega na tym, że wiele lat żyje się tak, jak wielu ludzi żyć nie chce, żeby żyć przez resztę życia tak, jak większość ludzi żyć nie może.
Bardzo często widzimy tych przedsiębiorców dopiero wtedy, kiedy oni żyją już tak, jak większość ludzi żyć nie może. Wtedy, kiedy mają nienormowane godziny pracy, a sama praca jest fajnie wymieszana z pasją, jest fajny work‑life balance, podróże itd. To wszystko naprawdę kusi, ale nie widzieliśmy niestety, jak ci ludzie wysiadali o drugiej w nocy ze starego forda mondeo, wyciągali torbę z bagażnika i wracali zmęczeni do domu po kilkunastu godzinach pracy czy spotkań z potencjalnymi klientami. Ten codzienny trud to dla młodego przedsiębiorcy zderzenie z rzeczywistością, kiedy rozkręca biznes.
Więc podsumowując ‒ to, co mógłbym poradzić początkującym przedsiębiorcom, to to, żeby się przygotowali, że coś takiego nadejdzie i by mieli świadomość, że to jest normalne. Każdy przez to przeszedł, a przynajmniej każdy, komu udało się odnieść sukces. Chyba nie ma takiego sukcesu, do którego nie dochodziłoby się w bólach.
Co robisz, gdy czujesz się zmęczony i zaczynasz się wypalać podczas dążenia do ustalonego celu?
To mi się zdarza bardzo, bardzo rzadko. Na przestrzeni dziewięciu lat może ze dwa razy miałem taki moment, że pomyślałem sobie: kurde, chyba zacząłem się wypalać. Trudno mi jednak wskazać jakąś taką magiczną receptę na to, jak przez to przejść. Są w zasadzie dwa rozwiązania, które mógłbym podsunąć:
- Pamiętaj, że to zawsze przechodzi. Bo to nie jest tak, że twoja kreatywność na zawsze ulatuje i już nigdy nie wróci.
- Jeśli poczujesz, że może się wypalasz, to warto gdzieś na chwilę wjechać. I to nawet niekoniecznie zrobić sobie urlop. Dla mnie takim motywatorem, czymś, co pozwala naładować baterie są konferencje branżowe. Dobrze jest posłuchać innych, nie zawsze w konkretnym celu. Bez tego obciążenia, że skoro jadę na konferencję, po powrocie muszę sprzedać tyle i tyle. Jeżdżę w takie miejsca bardziej dla zmiany perspektywy, by poszukać inspiracji. Na konferencjach, głównie na tych, na których nie występuję, po prostu ładuję baterie i słucham.
Gdybyś mógł rozesłać SMS do wszystkich osób na całym świecie z dowolnym hasłem, to co by się w nim znalazło i dlaczego?
Zacytowałbym mojego ulubionego autora fantasy Brandona Sandersona, który powiedział kiedyś, że droga jest ważniejsza od celu. Dokładnie chodzi o hasło: Journey before destination. Wszyscy za czymś gonimy, chcemy od życia więcej. Każdy ma jakieś cele, do których dąży, i to bardzo dobrze. One pozwalają nam się rozwijać, są dla nas motywacją, natomiast nie możemy zapominać, że osiągnięcie celu nie jest gwarantem osiągnięcia dożywotniego dobrostanu. Mam takie poczucie, że wielu z nas ma takie myśli, że jak dojdziemy do założonego celu, to już będziemy szczęśliwi. Zdobędziemy cel i od tego momentu będziemy mieć super życie.
Wiem, że to brzmi trochę, a może nawet bardzo, banalnie, ale często zapominamy o tym, żeby docenić to, co już mamy. Naprawdę na co dzień nie myślimy o tym, żeby zastanowić się nad tymi rzeczami, które już mamy i dzięki którym jesteśmy szczęśliwi.
Jest wiele osób, które dążyły do jakiegoś celu, a kiedy już go osiągały, to docierało do nich, że wcale nie są aż tak szczęśliwe, jak sądziły, że będą. Co więcej, zdają sobie sprawę, że możliwe, że w drodze do celu były bardziej szczęśliwe niż na jej końcu, na samym szczycie. Myślę, że to jest taka rzecz, o której warto pamiętać.
A jakie są złe wskazówki, z którymi czasem spotykasz się w swoim zawodzie lub branży?
Niech się zastanowię. Myślę, że niedobrą drogą jest zbytnie uwielbienie dla samego pomysłu. Dużo mówi się o tym, że sukces przedsięwzięcia opiera się na dobrym pomyśle. Często spotykam ludzi, nie zawsze przedsiębiorców, bo to są również obserwatorzy czy członkowie rodziny, którzy mówią: Ale ty to miałeś pomysł, żeby zrobić ten Brand24. Większość z nich nie ma świadomości środowiska konkurencyjnego i tego, że my byliśmy tak naprawdę nastym narzędziem monitoringu w Polsce, a pięćset dwudziestym ósmym na świecie. Do przewartościowania pomysłu dochodzi jeszcze niedowartościowanie jego wykonania. Nie docenia się faktu, że trzeba wytrwać w realizacji planu wystarczająco długo, żeby on faktycznie miał szansę wypalić.
Wydaje mi się, że jeżeli ludzie mieliby mi czegoś gratulować, to raczej cierpliwości czy może odwagi, którą miałem, żeby mając żonę w ciąży i kredyt hipoteczny, rzucić się w wir pracy, która przez kilkanaście miesięcy nie przynosiła przychodu. Zdecydowałem się realizować nowy pomysł, który mógł wypalić lub nie. Ale sam pomysł to za mało. Przecież każdy z nas ma jakiś pomysł na siebie i pewnie większość z nas dobrze kombinuje, tylko mało kto ma ten miks odwagi i cierpliwości, żeby plany zrealizować, a nawet zacząć wcielać w życie. Właśnie dlatego za złą poradę uznaje to, jak ludzie mówią, że pomysł jest najważniejszy i na nim trzeba się skoncentrować.
Pewnie nie jestem też jakimś specjalnym fanem poglądu Fail Often, Fail Fast, mimo że nie uważam, że życie polega na unikaniu potknięć za wszelką cenę. Niektóre projekty nie wychodzą, Brand24 jest moją szóstą firmą i myślę, że mało kto byłby w stanie wymienić dwie, albo nawet chociaż jedną, z pięciu poprzednich, które wcześniej się posypały.
Zdecydowanie jestem zdania, że z każdej takiej nieudanej historii wyciągamy gigantyczne wnioski i dostajemy megazastrzyk wiedzy, która jest na wagę złota przy okazji przyszłych wyzwań. Należy jednak zachować umiar w ocenie tego, co się stało. Obawiam się, że niestety często ta mantra Fail Often, Fail Fast po prostu fetyszyzuje upadek. Nie wydaje mi się, żeby myślenie, że w zasadzie fajnie, żeby projekt zakończył się fiaskiem, bo się dużo nauczymy, to było dobre podejście. Powinniśmy unikać upadków, jeśli tylko to możliwe, a jak już zrobimy wszystko, żeby do nich nie doszło, a mimo to dojdzie, to wtedy wyciągnijmy wnioski.
Jest jeszcze jeden temat, który muszę poruszyć w kwestii złych wskazówek. Nie chodzi tu wbrew pozorom o same wskazówki, ale o ludzi, którzy ich udzielają. Czasem słyszę porady od osób, które niewiele w życiu zrobiły, a ich jedynym biznesem jest opowiadanie o robieniu biznesu. Oczywiście bywa tak, że ci ludzie mogą nawet mówić właściwe rzeczy, ale oni często są jak tacy fałszywi prorocy. Mówię to trochę w kontrze do Daniela Carnegie, który uczy raczej, że trzeba wybaczać, mieć wyrozumiałość, bo każdy z tych ludzi ma jakąś swoją motywację, dzięki której idzie taką, a nie inną drogą, ale po ludzku przyznam, że czasami denerwuje się, jak zaglądam w biografię tych ludzi i nie widzę tam żadnego doświadczenia w prowadzeniu czegokolwiek poza firmą sprzedającą szkolenia lub wykłady motywacyjne. I oni mówią o biznesie albo mówią, że stworzyli biznes, ale nie podają żadnej nazwy, wypowiadają się enigmatycznie, bez konkretów. Oczywiście te gładkie słówka, hasła, jakieś pozory doświadczenia mają ręce i nogi na pierwszy rzut oka, szczególnie dla osoby początkującej. Jak zaczyna się wchodzić szczegóły, to okazuje się jednak, że to, co mówią ci ludzie nie pochodzi z ich doświadczenia. Dzielą się wiedzą, którą znaleźli gdzieś indziej, co czasami może być nawet szkodliwe. To właśnie od tych ludzi możemy usłyszeć to, o czym wcześniej wspominałem, czyli że najważniejszy jest pomysł. Do tego dodadzą zawsze coś, co usłyszeli z Doliny Krzemowej.
Jakie czasopisma i serwisy internetowe czytasz, by czerpać wiedzę i inspiracje? Dlaczego wybierasz właśnie te?
Ja w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach nie czytam, tylko słucham. I to są najczęściej podcasty lub kanały na YouTubie prowadzone przez bardzo różnych twórców. Jeśli chodzi o podcasty, to w kontekście biznesowym, bardzo lubię a16z wspomnianego Bena Horowitza, choć on w tej chwili już tego kanału za bardzo nie prowadzi. Ale generalnie cenię sobie rozmowy z przedsiębiorcami. W Polsce też powstają kolejne fajne kanały, których autorzy przepytują przedsiębiorców, na przykład Przygody przedsiębiorców. Lubię też podcasty Szafrańskiego czy Paciorka. Oni często rozmawiają z ciekawymi osobami, które są spoza branży, są podróżnikami itd.
Często bardzo łatwo przełożyć ich wiedzę, ich doświadczenia i mądrości życiowe na wiedzę związaną z prowadzeniem biznesu. W ogóle muszę się przyznać, że dużo wiedzy na temat prowadzenia biznesu czerpię z zupełnie dziwacznych źródeł jak piłka nożna. Podglądam, jak najlepsi trenerzy piłkarscy na świecie pilotują załogę czy budują komunikację między zawodnikami. Przenoszę później te pomysły na grunt własnej firmy. Czasami to są takie małe rzeczy, może nawet banalne, jak to, żeby przybić sobie piątkę z każdym, jak się przychodzi rano do biura. Czasem są to rozwiązania strategiczne, czyli na przykład to, żeby podczas podejmowania działań opierać się na liczbach, na analityce, a nie na tym, co naoczne. Czasem nie mamy świadomości, że należy ocenić pewne procesy wewnątrz firmy w sposób skwantyfikowany i wbrew pozorom takie źródła pozwalają to dostrzec.
Oczywiście staram się też konsumować wiele książek biznesowych o tworzeniu produktu, o budowie przedsiębiorstwa, ale sięgam również po książki z dziedziny psychologii, bo one tak naprawdę popychają naprzód wszystkie aspekty mojego życia. Zawsze część tych porad jestem w stanie zastosować w prowadzeniu firmy, a część na w życiu prywatnym czy sferze związanej z hobby. Poza tym bardzo lubię uczyć się nowych rzeczy, więc bardzo wiele treści, jakie przyswajam nie jest powiązanych z biznesem, tylko na przykład z fotografią, tworzeniem muzyki albo jakimiś innymi moimi pasjami, którymi się param.
Z jednej strony kreatywność potrzebuje trochę bodźców. Takim bodźcem może być podcast, który mi podsuwa jakiś fajny pomysł do zrealizowania w mojej firmie, ale człowiek potrzebuje też czasu wolnego od bodźców zewnętrznych, inspiracji, żeby samemu coś wymyślić. Można to przyrównać do przyglądania się konkurencji, co długoterminowo nie jest dobrym pomysłem, bo ograniczamy się do przyjmowania rozwiązań, które już ktoś wymyślił. W takiej sytuacji trudno otworzyć się na te, których może jeszcze nie wymyślono, a które mogą zrewolucjonizować naszą branżę czy życie.
Jak radzisz sobie z osobistymi niepowodzeniami i co poradziłbyś tym, którzy się borykają z podobnymi problemami?
Wiesz co… Hmm… Powiem szczerze, że…
> Że nie masz niepowodzeń?
Hahaha! Nie, nie, gdybym tak wypunktował swoją listę fuck-upów, to nie wystarczyłoby WordPressa, żeby spisać to wszystko. Wiesz co? Ja w tej chwili jestem już w sytuacji, w której jestem naprawdę zadowolony i dumy z tego, gdzie się znajduję. Muszę więc przyznać, że uwielbiam swoje niepowodzenia w tym sensie, że lubię odnajdywać fuck-upy w procesie tworzenia przeze mnie produktu, w procesie zarządzania ludźmi, w marketingu itd. Wychodzę z założenia, że jeśli byłem w stanie dojść do biznesu całkiem fajnej wielkości, który rozwija się całkiem szybko, to odnajdując w tej chwili kolejne słabe ogniwo w swoich działaniach, sprawiam, że będzie tylko lepiej. Więc to nie jest tak, że myślę sobie, że na przykład dałem ciała, bo za mało spotykałem się ostatnio z zespołem i zawaliłem. Na etapie, na którym obecnie jestem, wszystko to, co muszę poprawić jest ekscytujące, bo dzięki temu będzie jeszcze lepiej. Natomiast nie zawsze tak było.
Pamiętam czasy, w których fuck-upy mnie przytłaczały, bo nie miałem w zanadrzu mniejszego lub większego sukcesu, który mam w tej chwili i który gdzieś tam zawsze bronił mojego ego i mojej pewności siebie. W tej chwili już rzadziej mam takie myśli w stylu: “Ech, a może mnie jednak nie lubią? Może jednak to, co robię jest bez sensu? Co ja tak naprawdę osiągnąłem, może w ogóle nic? Może lepiej byłoby zająć się czymś innym?”. Takie myśli zdarzają się sporadycznie, bo mam namacalne dowody na to, że dokonałem dobrych wyborów. Jednak kilka lat temu, kiedy tych dowodów było mało, albo nie było ich w ogóle, no to receptą na tę bolączkę było przede wszystkim mówienie głośno o tych problemach, a nie kiszenie ich sobie. Jak tylko zaczynałem o nich mówić, to rodzina, wspólnik czy przyjaciele mi pomagali.
Nie chciałbym jednak, żeby ludzie, którzy to czytają odbierali moje słowa jako pomoc w takim sensie, że moi bliscy załatwili za mnie jakąś sprawę. Chodzi raczej o samo wysłuchanie, o to, że opowiadając ludziom, których kochamy, albo z którymi sympatyzujemy, o naszym problemie, dzielimy go na pół. Staje się on mniejszy, mamy poczucie, że ktoś go z nami niesie
Michała znajdziecie na:
- https://www.facebook.com/michalsadowski
- https://twitter.com/sadek
- https://www.youtube.com/Michalsadowski
- https://michalsadowski.pl/
A jego niesamowite zdjęcia na: https://www.facebook.com/PolishExplorer i https://sadowski.photography. gdzie 100% wpływów ze sprzedaży jego zdjęć trafia na Wrocławskie Hospicjum Dla Dzieci.